Bank Żywności w Orihuela Costa założył Polak [wywiad]

Polak na emigracji to zawsze jakaś ciekawa historia. Tak jest też i z Filipem Cuprych, który pewnie reprezentuje sporą część biznesów, które przez pandemie miały kłopoty. W Polsce też tak było – zamknięte restauracje, upadłe pizzerie, puste hotele. A jak było na Costa Blanca? Regionie tak bardzo kojarzonym z turystyką? Porozmawialiśmy o tym z Filipem, który podzielił sie swoją historią.

Redakcja: Cześć Filip. Zacznijmy od początku. Skąd się wziąłeś na Costa Blanca?

Filip Cuprych: Na Costa Blanca zalazłem się dokładnie 15 lipca 2016 roku, po 10 latach życia i pracy w Londynie, po 24 najnudniejszych na świecie godzinach na promie z Portsmouth do Bilbao, po najkrótszej na świecie nocy w Madrycie i dalszej, mozolnej przeprawie to Torrevieja, którą nasz zapełniony po brzegi samochód niemal przypłacił resztą swojego i tak skomplikowanego życia. O wyjeździe zdecydowaliśmy w związku z brexitowym referendum. Pozostała tylko kwestia „gdzie?”. Padło na Hiszpanię. Znowu „gdzie?” – no, tam, gdzie są dobre połączenia z Londynem i Gdańskiem i w ten sposób wybraliśmy Alicante i okolice.

Słyszałem, że wiele osób tak zareagowało na Brexit. Łatwo było znaleźć dom? Kontaktowałeś się z agencjami nieruchomości?

Dom mieliśmy już dawno upatrzony online, bo przez kilka miesięcy przed sprzedażą domu w Anglii  śledziliśmy najróżniejsze strony z ofertami i niemal non stop wracaliśmy do tego samego adresu. Pomysł na życie też już mieliśmy, więc miesiąc po przyjeździe i tymczasem kilkakrotnych oględzinach  na żywo złożyliśmy ofertę i po 3 tygodniach udało się nam kupić chałupę w Blue Lagoon. Po kolejnych 3 miesiącach dostaliśmy licencję turystyczną i w roku 2017 oficjalnie otworzyliśmy „bed and breakfast”  w marokańskim stylu. Chcieliśmy, żeby było inaczej niż tylko szpitalnie biało i żeby było zgodnie z naszymi kulturalnymi zamiłowaniami. Goście to zrozumieli, zachwycili się i przyjeżdżali non stop, do tego stopnia, że musieliśmy blokować daty od czasu do czasu, żeby złapać oddech i mieć czas choćby po to, żeby poczuć się w domu, a nie w gościńcu.

I wtedy przyszła pandemia …

Tak, przyszedł rok 2020 i wszystko szlag trafił. Rok 2021 też nie był dla nikogo milszy i przyszedł czas pomyśleć o sprzedaży domu. Udało się w listopadzie ubiegłego roku. B&B odeszło do historii, ale z zawodu jestem dziennikarzem, więc nadal piszę do kilku polskich portali rozsianych gdzieś po świecie, ale też w roku 2021 postawiłem na coś, na co chyba w „ normalnych” okolicznościach bym się nie zdecydował. Nie dlatego, żeby mnie to nie interesowało, ale po prostu bałbym się, że by mnie to przerosło. A wszystko przez rok 2020. Co tu dużo mówić, gości nie było, pieniądze zaczęły się kończyć. Nie chcieliśmy też korzystać z rządowej możliwości nie płacenia żadnych bieżących rachunków za prąd czy wodę do kolejnego roku, bo wiedzieliśmy, że to błędne koło. Kasa szła na rachunki i nagle jej zabrakło na najpilniejsze potrzeby, w tym, oczywiście, na jedzenie.

Biadolenie nie miało sensu. Trzeba było schować dumę i honor do szuflady i po prostu poprosić o pomoc banku żywności w niedalekiej La Florida. Z czasem zaprzyjaźniliśmy się z Brytyjczykami, którzy ten bank prowadzili. Kiedy zaczęliśmy wreszcie wychodzić na prostą, poprosili nas, żebyśmy otworzyli oddział tu, na miejscu i przejęli ich częściowe obowiązki, związane z naszym regionem. I tak powstał Blue Lagoon Community Food Bank, który działa do dzisiaj.

Filip Cuprych z ekipą współtworzą Bank Żywności w Orihuela

Wow. Widziałem waszą grupę na facebooku – ciągle się tam coś dzieje.

Od samego początku był swoistym pospolitym ruszeniem. To była nowość i ludzie odetchnęli, kiedy się o tym dowiedzieli. Nie musieli już zawozić żywności do La Florida czy nawet do Torrevieja. Mieli swój lokalny bank żywności na miejscu. Zaczęliśmy organizować najróżniejsze, ogromne wydarzenia, żeby zbierać niezbędne fundusze na pomoc tym, którzy tej pomocy potrzebowali i nadal potrzebują.

Wielu wpadło w pułapkę, o której mówiłem wcześniej – zawieszenie obowiązku płacenia rachunków bieżących przez rok, bo nagle firmy energetyczne i wodociągi zaczęły domagać się spłat niewyobrażalnie wielkich rachunków z ostatnich 12 miesięcy. Dziesiątkom rodzin odcięto media, dziesiątki rodzin nadal pozostawały bez pracy. Oczywiście, można krytykować rodziców za to, jak podeszli do problemu…choć też najpierw trzeba poznać ich sytuacje, ale nie wolno sądzić dzieci, które niczemu nie były winne.

Zresztą, my to mamy we krwi, to osądzanie i krytykowanie wszystkich i wszystkiego, ale czasami lepiej takie podejście wyłączyć. Pomaga się NIEZALEŻNIE od sytuacji. I my to robiliśmy i robimy do dzisiaj. Wszyscy pomagali i nadal pomagają. Zbieraliśmy ogromne ilości żywności, dostawaliśmy telefony i wiadomości od ludzi, którzy jeździli z nami na zakupy, okoliczni mieszkańcy brali tłumny udział w wydarzeniach charytatywnych sygnowanych przez Blue Lagoon Community Food Bank i setki Euro płynęły strumieniami na pomoc tym, którzy po prostu znaleźli się na dnie, a takich rodzin mieliśmy pod sobą dziesiątki.

Blue Lagoon Community Food Bank pomógł wielu rodzinom w potrzebie. Warto śledzić co robią na tej gupie na Facebooku

Dogadaliśmy się nawet z jednym z banków, który przekazał nam vouchery na zakupy w jednym z tutejszych supermarketów na kwotę 1500 Euro. To było ogromne osiągnięcie. Prosto z serca. Nazwiązaliśmy współpracę z wieloma lokalnymi firmami, z niemal wszystkimi lokalnymi artystami, zaangażowaliśmy w promocję banku żywności tak wielkie nazwiska, jak choćby Linda Evans czy Judi Dench. Dochodziło nawet do tego, że przynajmniej raz w tygodniu ktoś coś organizował, a my nie mieliśmy o tym pojęcia. Dowiadywaliśmy się dopiero po fakcie, kiedy nagle ktoś zgłaszał się do nas, mówił, że zrobili to i tamto, zebrali tyle i tyle i zabierał nas na zakupy, a do wydania było kilkaset Euro.

A czy polska społeczność też tam była?

To pospolite ruszenie połączyło całą naszą lokalną społeczność, Polaków włączając, jak choćby polski skep ZAM. Na miejscu miałem kilkoro zaprzyjaźnionych rodaków, ale głównie tych kilka lat kontaktowałem się i współpracowałem z obcokrajowcami. Może dlatego, że jest ich w naszym regionie po prostu więcej?

Link od redakcji: narodowości w Torrevieja

Oczywiście, wraz ze sprzedażą domu przyszedł też moment przekazania banku żywności komuś innemu. Nie chciałem za żadne skarby zamykać czegoś, co w ciągu zaledwie kilku miesięcy wypaliło tak wielkie, pozytywne piętno na lokalnej społeczności. Na szczęście znleźli się ludzie, którzy powiedzieli sakramentalne TAK i zdecydowali się przejąć nasze obowiązki. Dzięki temu, bank nadal funcjonuje i choć nie jestem już jego administratotrem, nadal jestem jego założycielem, pomagam, organizuję różne wydarzenia, zbiórki i nadal angażuję tych, którzy w ubiegłym roku oddawali swoje serca i dusze. W końcu fantastyczne kontakty do czegoś zobowiązują. Jesteśmy na Facebooku i szczerze zapraszam wszystkich, którzy mogą i chcieliby zaangażować się w pomoc. A naprawdę każda pomoc się liczy. Tak, wiem, dzisiaj mamy do czynienia z kolejnymi wyzwaniami. Ale to, co lokalne zawsze będzie najważniejsze. Czasami ci, którzy korzystają z naszej pomocy nigdy nie poznają naszych nazwisk czy twarzy. Ale bank żywności jest po prostu linkiem między tymi, których stać cockolwiek dać a tymi, których nie stać na to, żeby cokolwiek mieć. Tu mógłbym opowiadać historie, które naprawdę łapią za serce i wyciskają łzy, ale już wystarczająco się ich wylało.

Czy polska społeczność się integruje i współpracuje ze sobą?

Nie wiem. Na pewno jest tak, że są większe czy mniejsze grupy, które coś robią, coś organizują albo po prostu spędzają ze sobą czas. Ja nie miałem do tej pory na to czasu. Jasne, że każda inicjatywa jest mile widziana i fajnie, kiedy ludzie się ze sobą spotykają. Oby jak najczęściej. Zresztą, jest pewien projekt, w który jestem zaangażowany od kilku lat. Nazywa się on Costa Kultura i powstał we współpracy z biurem doradczym i agencją nieruchomości Polacy Dla Polaków. Dzięki wsparciu PdP udało się zorganizować 4 znaczące spotkania. Pierwsze z Ewą Błaszczyk, dwa z Krystyną Mazurówną i WOŚP z udziałem Kayah w Madrycie. To były wydarzenia, które zainteresowały i ściągnęły bardzo wielu Polaków. I to było fenomenalne. Oczywiście, w roku 2020 i 2021 musieliśmy bardzo mocno zahamować, ale w tym roku planujemy wielki powrót i mamy nadzieję, że nasi rodacy równie tłumnie wezmą udział w kolejnym spotkaniu z następnym gościem z Polski, choć na razie nie możemy niestety powiedzieć nic więcej. Ale Costa Kultura jest na Facebooku, bardzo proszę śledzić zapowiedzi i serdecznie zapraszamy kiedy juz wszystko będzie jasne.

Ewa Błaszczak wspiera projekt Costa Kultura

Dziękuję za szczery wywiad Filip. Bardzo miło słyszeć, jak ludzie pomagają innym po prostu z dobroci serca. Mam nadzieję, że Twój nowy projekt przyniesie innym tak dużo dobrego, jak Bank Żywności. I życzę miłego sąsiedztwa w Torrevieja, gdzie ostatnio się przeprowadziłeś. Na pewno znajdziesz tutaj wielu Polaków i nie tylko, którzy będą chcieli pomóc. Powodzenia!

Dodaj komentarz