Justyna Steczkowska w rozmowie z portalem Polacy w Barcelonie

Justyna Steczkowska: Eurowizja mówi o wzajemnym szacunku i o miłości. To bardzo szlachetne postulaty.

„Królowa Europy”, „Matka Eurowizji”…to tylko niektóre etykietki, które już przylgnęły do Justyny Steczkowskiej. W sobotę, w wielkim finale tegorocznego festiwalu Artystka znów zawalczy o głosy widzów. Oczywiście, że wygrana lub miejsce na podium byłoby pewną artystyczną klamrą, kołem zamykającym 30 lat na scenie. Ale to teraz zależy wyłącznie od nas. Na kilka dni przed wielkim finałem, w rozmowie z Filipem Cuprych, Justyna opowiada o swoich emocjach, nadziejach, wrażeniach i oczekiwaniach związanych z największym świętem piosenki w Europie.  

Filip Cyprych: Należysz do tych ludzi, którzy zawsze oglądali Eurowizję?

Justyna Steczkowska: Tak, oglądałam festiwal przez wiele lat, ale z jakieś 10 lat temu zaczęłam mieć wątpliwości i chyba nawet sami organizatorzy też zaczęli szukać jakiejś konkretnej formuły, bo tam zaczęło się dziać za dużo poza muzyką. I wreszcie znaleźli swoją drogę i zrobiło się z tego naprawdę bardzo precyzyjne, bardzo dobrze skonstruowane telewizyjne widowisko, które ogląda ponad 200 000 000 ludzi na całym świecie. Rozbudowano przy okazji wielką społeczność niezwykle kreatywnych ludzi i to był ogromny sukces. Jeśli ktoś lubi tego typu show, to lepszego nie ma.

A czy ta młoda Justyna przed telewizorem kiedykolwiek przypuszczała, albo może marzyła o tym, że któregoś dnia to właśnie na nią ludzie będą patrzeć na tej największej scenie świata?

Opowiem Ci taką historię…kiedy byłam małym dzieckiem, wracałam kiedyś z tatą z kościoła. Było już bardzo ciemno. Byliśmy sami. W pewnym momencie zobaczyliśmy spadającą z nieba gwiazdkę. I tata powiedzial mi wtedy, żebym pomyślała sobie jakieś marzenie, bo ono się na pewno spełni. I ja sobie wtedy pomyślałam, że chcę śpiewać. A miałam zaledwie jakieś 4 lata. Ten obraz jest bardzo żywy w mojej głowie. Zawsze bylam pierwsza przy fortepanie, zawsze słuchałam wskazówek taty. On był dla mnie cudownych człowiekiem i to on mnie nauczył śpiewać w sensie technicznym. On był moim pierwszym i najważniejszym nauczycielem. Ja całe życie śpiewam. Jeśli ma się zamiłowanie do czegoś, to wszystkie inne rzeczy dzieją się same. Przychodzą do ciebie i możliwości, i zarobki, i ludzie, którzy cię wspierają. Czasem trzeba na to czekać latami. Ale motorem napędowym jest zawsze miłość i pasja do tego, co robisz. I tak też pojawiła się w moim życiu Eurowizja.

Dalsz cześć artykułu znajduje się pod poniższym teledyskiem

Jakie towarzyszyły Ci emocje kiedy Edyta Górniak nie dość, ze jako pierwsza reprezentowała Polskę, to jeszcze zajęła tak wysoką pozycję?

Boże, to było niesamowite. Eurowizja jest trochę jak zawody sportowe, choć w sporcie zdarza się dość dużo agresji. Jak ktoś przegrywa, miewa czasami w sobie dużo złości, jadu. W muzyce tak nie jest. Tutaj ktoś wygrywa i towarzyszą temu bardzo pozytywne emocje. 30 lat temu tak było i tak jest teraz. To są naprawdę miłe chwile dla wszystkich. Choć to i tak zależy od ludzi. Jedni mają wielką presję, żeby wygrać, inni w ogóle jej nie mają i cieszą się, że tutaj są. Ja czuję się tutaj super, jestem częścią eurowizyjnej rodziny. Cieszę się, że znalazłam w sobie siłę i chęć, żeby tu wrócić, zawalczyć o siebie i przy okazji odczarować te nasze ostatnie lata, bo rzeczywiście naszym największym sukcesem był występ Edyty.

Justyna Steczkowska: materiały promocyjne

No tak, ale wydawać by się mogło, że tym samym zaczęły się „schody¨ dla każdego kolejnego reprezentanta, bo przecież siłą rzeczy, do dzisiaj, oczekiwania są takie, że ktoś nie tylko wypadnie lepiej niż Edyta, ale tym samym wygra festiwal. Czy to nie jest jakimś dodatkowym ciężarem, który gdzieś tam w głowie cały czas tkwi?  

Wiesz co…ja mam już 52 lata (śmiech), więc nie narzucam sobie takiej presji, że muszę sprostać czyimś oczekiwaniom. Wszystko robię najlepiej jak potrafię, oddaję temu serce , czas, energię, pieniądze i cieszę się, że to się udaje. Jaki będzie wynik? To naprawdę nie zależy ode mnie. Czasami są fantastyczni artyści, którzy nie są w ogóle docenieni. Tak na przykład było z tegorocznym reprezentantem Belgii. Byłam przykonana, że on też wejdzie do finału, a stało się inaczej. Nie mogłam tego zrozumieć. Eurowizja jest nieprzewidywalna i też dlatego budzi w ludziach tak wielkie emocje. Czasem można mieć najlepsze notowania i nic z tego nie wynika. To jest jedna wielka ruletka. Ale podkreślam, warto wziać udziałw festiwalu, bo ogląda go tak wielu ludzi, którzy zapamiętują danych artystów i nierzadko później za nimi podążają.

Kiedy po raz pierwszy stanęłaś na eurowizyjnej scenie, internet w Polsce dopiero raczkował. Dzisiaj to właściwie internet decyduje jaka ta Eurowizja ma być. Powiedziałaś niedawno, że taki jest wymóg czasów, że dzisiaj liczy się nie tylko glos, ale też to, co dzieje się dookoła. Ekrany, wizualizacje, dym, ogień, gadżety, które nie zawsze mają sens. Nie masz wrażenia, że w wielu przypadkach to, co powinno być ważne, przestało?

Nie do końca. Spójrz, tam są też przecież ballady, w których nic wizualnie się nie dzieje. Jest tylko wykonawca i nic poza nim. Ale są też i bardzo abstrakcyjne przedstawienia, bardzo mocne i też potrafią znaleźć się w pierwszej dziesiątce. Jedni wolą to, a inni wolą tamto. Każdy jest inny i ma swój gust. Czy przez to zagubił się sens Eurowizji? Nie uważam. Myślę, że ona ten sens odzyskała, pokazując niezwykle różnorodny i kolorowy świat, mówiąc o wzajemnym szacunku, o miłości. To są bardzo szlachetne postulaty.

Justyna Steczkowska: materiały promocyjne

Dzisiaj można pomyśleć, że…OK, próby masz za sobą, półfinał masz za sobą, ale dopiero teraz zaczyna się ta prawdziwa walka…

…to prawda.

My, jako widzowie, odbieramy Cię w ten sposób, że jesteś piosenkarką, więc wyjdziesz i zaśpiewasz, bo taki jest Twój zawód. Dla nas to oczywiste. Ale co dzieje się w głowie gwiazdy Twojego formatu, kiedy staje przed 200-milionową publicznością z 3-minutowym występem na żywo?

Presja jest. Co prawda, kiedy wychodzę na scenę, zawsze jestem na to bardzo dobrze przygotowana. Z wieloma ludźmi poświęciliśmy przygotowaniom do Eurowizji bardzo wiele czasu, energii, szukaliśmy tego, co widzów zaskoczy, poruszy. To wszystko musieliśmy ubrać w konkretne wizje, dźwięki. Całą tę pracę muszę pokazać całemu światu w ciągu tylko trzech minut. Powiem Ci co się dzieje w mojej głowie – szczęście, euforia, wdzięczność za to, że tam jestem, że Polacy dali mi tę szansę i znowu wysłali mnie na Eurowizję, bo to już jest moja ostatnia szansa na udział w tym festiwalu. Więcej tej rękawicy nie podniosę

Celowo używam określenia ¨gwiazda¨, bo masz swoją pozycję, masz swój wypracowany status, jesteś KIMŚ. Nie przeleciało Ci przez głowę, przez moment, pytanie do samej siebie ¨Po co ja się na to zdecydowałam?¨

Nie czuję się jak gwiazda, nie traktuję siebie jak gwiazdę…

…ale to nie Twoja rola, tylko nasza, Twoich odbiorców…

…ale szczerze mówiąc, ja nawet nie wiem co to dzisiaj oznacza. Ja jestem artystką, która na swoje sukcesy pracuje rzetelnie od wielu lat. Poszukuję, daję ludziom wiele dobrej energii, zadaję im pytania, czasami zmuszam do myślenia, czasami wzruszam, czasem bawię. To wszystko płynie z serca. Ja ciąglę chcę się rozwijać, czuć, wzruszać się tym, że możemy tę drogę przemierzać razem. To jest w moim zawodzie najważniejsze i najpiękniejsze…to bycie z innymi ludźmi, to wspólne zadawanie pytań i odnajdywanie sensu we wszystkim, co robimy. Gwiazda nie ma z tym niczego wspólnego. Gwiazda jest kimś ciągle widocznym. A ja mogę być niewidoczna i nadal opowiadać różne historie, dzięki którym ja sama też się rozwijam.

Mówisz, że łączy Cię z innymi uczestnikami festiwalu bardzo mocna więź, że wszyscy się lubicie, że są uściski, uśmiechy. Ale nawet, kiedy mówisz, że  ten czy tamta są świetni, fenomenalni, fantastyczni, to musisz po cichu myśleć sobie „cholera, oni mi zagrażają”.

(śmiech) Wiem, że tak najczęściej się myśli. Ale to zależy kim jesteś, na jakim etapie życia jesteś i co ze sobą niesiesz. Tak, jak mówisz, myślałam te 30 lat temu. Byłam młodą dziewczyną, która walczyła o to, żeby zostać zauważoną. Teraz nie walczę o to, bo wiem, że to nie jest sens mojego życia. Dla mnie, ponowna obecność na Eurowizji jest kolejnym krokiem w rozwoju. W żaden sposób nie czuję się zagrożona. To jest muzyka. To nie jest sport. Uwierzcie mi, wiele razy sama biegłam do garderób artystów, którzy mnie zachwycili, żeby im pogratulować. Oni też mi gratulowali. Wiadomo że ktoś musi wygrać, ale to nie jest priorytet. Dla mnie ważne są uczucia i emocje, które tu można przeżyć. To zawsze ze mną zostanie. Nie to, że się przegrało, tylko to, że się tu było, że było się częścią czegoś pięknego, co wzruszyło ludzi. A jeśli zwycięstwo przyjdzie, to super. Jeśli nie – też będzie super.

Justyna Steczkowska: materiały promocyjne

Czy negatywne komentarze pod Twoim adresem mają na Ciebie jakikolwiek wpływ? Mówisz, że jesteśmy różni, więc ludzie mają prawo powiedzieć, że coś im się nie podoba. Ale przecież gdyby nie miało to dla Ciebie żadnego znaczenia, to nie byłabyś artystką o takiej wrażliwości, jaką masz.

Tak, ale ja na to inaczej patrzę. Kiedyś takie komentarze bardzo mnie raniły. Owszem, dzisiaj też zdarza się, że trafi mnie w serce jakieś słowo, które zaboli, bo wcześniej się na nie nie uodporniłam wystarczająco. Ja jestem zawsze otwarta na konstruktywną krytykę, nie odbieram tego personalnie i mówię sobie „może rzeczywiście warto to przemyśleć”. Ci, którzy piszą brzydkie, trudne, niepotrzebne komentarze pokazują swoją historię. To mnie nie dotyczy, bo nie ja to piszę. To, co wysyłasz od siebie, do ciebie wróci. To jest oczywiste. Czasami trudno mi zrozumieć hejterów. Jeśli czegoś nie chcesz w swojej przestrzeni, to nie zawracaj sobie tym głowy. Skupiasz się na czymś złym i ta niepotrzebna energia potem za Tobą podąża. Po co? Zawsze będą ludzie z czegoś niezadowoleni. Dla mnie najważniejsze jest, żeby nikogo nie krzywdzić, wspierać ludzi, rozumieć ich, szanować. Każdy człowiek bierze odpowiedzialność za to, co mówi, co robi, jak się zachowuje. Jestem ja, są moi fani, są i hejterzy. Jak widać dla nas wszystkich jest miejsce na ziemi. Na nikogo się nie złoszczę, nie pomstuję. Nie ma czegoś takiego we mnie. Zdecydowana większość jest zadowolona z tego, że reprezentuję Polskę.

Wiadomo, że festiwal sam w sobie może być trampoliną do kariery międzynarodowej. ABBA, Celine Dion…ci artyści nie byli kiedyś głośni i rozpoznawalni na światową skalę. W takim razie, czy Tobie też nie przechodzi przez głowę myśl typu ¨Dlaczego i mnie to miałoby nie spotkać?¨ W końcu, terminu ważności dla Ciebie nie ma, sama przyznajesz, masz że masz 152 lata, więc dlaczego nie marzyć o jakiejś równorzędnej karierze międzynarodowej?

(śmiech) Tak, mam 152 lata, a wyglądam na 52. Wiesz…jeśli to ma przyjść, to przyjdzie. Ja w swoim kraju mam bardzo dużo pracy, której się poświęcam i tu jest moja publiczność, którą kocham. Kariera na świecie to jest przede wszystkim inwestycją. Ktoś musiałby zobaczyć w tym olbrzymi potencjał, wyłożyć ogromne pieniądze, bo to jest zwykły interes. Artysta jest tylko człowiekiem ze swoimi emocjami i ze sztuką, którą tworzy. Ja sama na podbój świata nie ruszę, bo nie czuję takiej potrzeby. Mam rodzinę, dzieci, musiałabym wyjechać do innego kraju… jeśli się to wydarzy i będę miała siłę to udźwignąć, to może to być kolejnym, cennym doświadczeniem. Ale jak mówię, nie mam takiej potrzeby.

Justyna, dziękujemy za rozmowę i życzymy powodzenia w finale.

To ja bardzo dziękuję i serdecznie pozdrawiam wszystkich. I już z góry dziękuję za każdy oddany na mnie głos w sobotę.

Filip Cuprych

Dodaj komentarz